Lime Ears może nie być wszystkim znane, a powinno bo nie jest to wcale egzotyczny producent z drugiego końca świata, a nasz, rodzimy polski. Nie jest to też żaden nowicjusz bo na rynku dzielnie sobie poczyna już od 2012 roku i cieszy się dzięki temu nie lichą renomą. Jak mówi przysłowie: "cudze chwalicie, swego nie znacie", a więc poznajmy! Na pierwszy ogień idzie nie byle co bo flagowy model Lime Ears Aether R, czyli 6 przetwornikowa multiarmatura z 4 drożną zwrotnicą i przełącznikiem dzięki któremu brzmienie można w ułamku sekundy dodatkowo zmodyfikować. Brzmi co najmniej intrygująco.
Wygląd, budowa i akcesoria:
Opisywana para Aether R to wersja uniwersalna, bo w takiej formie również można je nabyć choć pewnie większość osób zdecyduje się na opcję spersonalizowaną, wykonaną na wymiar. W takim przypadku przed zakupem najpierw trzeba zaprojektować sobie jak słuchawki mają wyglądać przy pomocy udostępnionego edytora: https://limeears.com/product/aether/. Mnie po chwili zabawy wyszło coś takiego:
Następnie trzeba udać się do audiologa, aby wykonać wyciski naszych kanałów słuchowych i dostarczyć je do siedziby Lime Ears. Kilka tygodni oczekiwania i już można cieszyć się słuchawkami wykonanymi idealnie na wymiar naszych uszu i w dodatku naszego projektu.
Wersja uniwersalna dostarczona została w sporym i eleganckim pudełku.
Oprócz samych słuchawek w pudełku znajdują się:
- duże, zakręcane etui
- 9 par tipsów różnych wielkości i rodzajów
- materiałowy, firmowy woreczek
- szczoteczkę do czyszczenia
Solidne, zakręcane etui ze względu na gabaryty i wagę będzie raczej służyć do przechowywania słuchawek niż ich transportowania.
Mamy jednak dodatkowo firmowy, materiałowy woreczek.
Aether R posiadają przydymione, w zasadzie czarne korpusy ze złotymi logotypami zatopionymi zaraz pod powierzchnią. Miłym akcentem są metalowe tulejki dodane zapewne w celu wzmocnienia konstrukcji. Słuchawki dość głęboko wchodzą w ucho jednak komfort oceniam na wysoki. Szczelnie wypełniają i oferują bardzo wysoki poziom izolacji pasywnej. Dodatkowo na frontach znajdują się przełączniki do kontroli basu i dzięki takiemu umiejscowieniu bardzo łatwo z nich korzystać nawet bez wyciągania słuchawek z ucha. Jako iż odstają one nieco od korpusów i nie są niczym zabezpieczone mam jednak obawy co do ich długowieczności w starciu z codziennym użytkowaniem. Może mniej wygodnym, ale jednak bezpieczniejszym rozwiązaniem wydaje mi się wpuszczenie przełączników w obudowy tak jak miało to miejsce na przykład w posiadanych przeze mnie kiedyś InEar ProPhile 8.
Lime Ears Aether R, Astell&Kern T9ie, Ibasso AM05, Shozy & NEO BG, Ibasso IT01s
Dołączany kabel to takie minimum z minimum czyli tani Plastics One. Cieniutki, łatwo się plącze i przenosi efekt mikrofonowy choć w niezbyt dokuczliwy sposób. Patrząc na okablowanie w innych, nawet sporo tańszych konstrukcjach oczekiwałbym jednak czegoś więcej.
Brzmienie:
Aether R okazały się wcale nie łatwe w opisie. Długo zastanawiałem się jak by je tutaj scharakteryzować i najlepszym co wymyśliłem okazało się miano ekscytującego realizmu. Odniosłem silne wrażenie, że ktoś spędził bardzo wiele roboczogodzin połączonych z nie jedną nieprzespaną nocą, aby uzyskać taki właśnie efekt. Otrzymujemy brzmienie zbalansowane, które można wielorako defniować. Neutralne, a jednak ekscytujące. Realistyczne, a przy tym kolorowe. Wierne, a nie płaskie. Wyraziste, ale nie jaskrawe. Bezpośrednie, ale nie dokuczliwe.
Bas doskonale zdyscyplinowany. Ilościowo wystarczająco do każdego rodzaju muzyki jednak z całą pewnością Aether R to nie są słuchawki basowe. Mimo iż największy nacisk stawiają na bas średni, to najniższe zejście nadal jest odczuwalne choć nie jakoś szczególnie prominentnie. Pomimo tego wcale nie mają problemów, aby radzić sobie całkiem nieźle gdy nagranie wymaga głębokich pomruków. Krótko mówiąc, bas jest wielowymiarowy i niejednoznaczny, a czasami wręcz zaskakujący. Dzięki wysokiej rozdzielczości z łatwością potrafi rozróżnić ponadprzeciętną ilość materiałów i faktur. Ponadto jest zwinny i zawsze punktualnie wybijający rytm. Do ideału brakuje mi jedynie silniej odczuwalnego fizycznego impaktu. To co jest w żadnym razie nie jest słabe, a jedynie ma swoistą manierę nie przenikania do szpiku kości, zupełnie jak by nie chciał nam zrobić krzywdy swoją potęgą. Ledwo wyczuwalny brak tego ostatecznego impaktu to już jednak, naprawdę doszukiwanie się na siłę niedostatków. Pod względem jakości niewiele brakuje do ideału, tyle że te ideały są najczęściej dwa, a nawet trzy razy droższe. Klasa musi być nie byle jaka zważywszy iż nasuwają mi się porównania do najlepszych. Bas Aether R na tle podobnie wycenionej konkurencji jest bez zastrzeżeń.
Średnica super przejrzysta, transparentna z pełnymi, a przede wszystkim mocno dociążonymi i solidnymi kształtami. Wokale wkomponowane płynnie między pozostałe instrumenty. Bardzo wyraźne i gładkie, a co najważniejsze super realistyczne. Mimo iż niezaokrąglone to w zasadzie pozbawione sybilizacji czy innych niemiłych przywar. Mocna, dosadna i dociążona maniera średnicy doskonale sprawdza się z gitarami, instrumentami strunowymi i męskimi wokalami, które mają w sobie prawdziwie porywającą siłę. Gitary elektryczne posiadają genialną trakcję nawet z przełącznikiem basu w pozycji lżejszej. Do opisu działania owego przełącznika powrócę za chwilę. W pozycji włączonej dostajemy już natomiast solidną ścianę dźwięku. Ze względu na brak złagodzenia średnicy przy jednoczesnym silnym dociążeniu Aether perfekcyjnie przekazują pazura zawartego w ostrzejszej muzyce dzięki czemu brzmienie jest naprawdę ekscytujące.
Soprany ilością nie odstają od basu ani średnicy doskonale z nimi współgrając i dopełniając całość. Doskonale zdefiniowane, selektywne, mocne i ponownie dociążone, a jednak bez śladów agresji czy ostrości. Wcale nieźle sobie poczynają dodając poczucie świeżości, efektowne rozbłyski, a przy tym sporo powietrza. Satysfakcja bez żadnych efektów ubocznych. Góra pasma Aether'ów jest jedną z lepszych i jest to jeszcze bardziej imponujące iż nie zastosowano tutaj żadnych najnowszych i egzotycznych przetworników typu elektrostatycznego czy piezoelektrycznego. Za osiągnięcie tak prezentującej się góry pasma z przetworników armaturowych należy się szacunek dla konstruktorów.
Do dyspozycji oddano nam przełącznik dodający lub ujmujący basu. Po uruchomieniu przybywa go liniowo i choć zmiana jest wyraźna to nie dramatyczna. Podniesienie basu odrobinę obniża precyzję, ale nie podnosi siły impaktu. Po jego uruchomieniu niskie tony stają się obszerniejsze i bardziej ekspansywne. Działanie to odczuwalne jest również globalnie ponieważ ociepla i zagęszcza brzmienie. Linie nie są już tak perfekcyjne odrysowywane co wbrew pozorom służy wcale nieźle słabo zrealizowanym nagraniom. Osobiście wolę precyzyjniejszą i czystszą manierę z lżejszego wydania, ale nie ukrywam, że niejednokrotnie przy muzyce mocniej opartych na niskich częstotliwościach uruchomienie dodatkowych rezerw basu umilało mi odsłuchy sprawiając iż było jeszcze bardziej satysfakcjonująco. Nie odważyłbym się stwierdzić iż dzięki temu przełącznikowi otrzymujemy dwie pary słuchawek bo zmiana nie jest aż tak diametralna, ale to zdecydowanie mile widziane urozmaicenie.
Najlepszą cechą Aether R jest to jak wyraziście odcinają krawędzie od czarniutkiego tła. Dzięki temu sprzęt znika i zostajemy sam na sam z muzyką. Jest to wysoce pożądana przeze mnie cecha, a wbrew pozorom tak duży poziom immersji nie jest wcale tak często spotykany. Sprzyja ku temu również rewelacyjne oddanie transjentów dzięki czemu dźwięki materializują się z satysfakcjonującym chrupnięciem. Nie odnajdziemy tu mgiełek, specjalnej miękkości czy ciepłych bamboszy. Kreowane bryły są duże, kształtne i masywne. Nie ma mowy jednak o byciu ociężałym ze względu na wzorową dyscyplinę, wysoką szybkość, moc i dosadność. Dzięki temu brzmienie jest przyjemnie intensywne i euforycznie sycące. Aethery nie pozwolą się zdrzemnąć, ani wyciszyć bo dosłownie porywają w muzyczny wir tyle, że robią to w sposób szarmancki i z zachowaniem dobrych manier. Brzmienie jest zuchwałe, ale nie jest to fałszywa pewność siebie tylko podparta silnymi argumentami w postaci imponujących technikaliów. Sprawia to iż zamiast wypaść chudo czy nazbyt analitycznie otrzymujemy dźwięk wciągający i realistyczny.
Rozmiary przestrzeni ciężko określić z uwagi iż duże w skali źródła pozorne są generowane na ekstremalnie czarnym tle. Mimo iż Aether R grają blisko i bezpośrednio co w pewnym stopniu tworzy aurę intymności to jednak w zależności od słuchanego materiału scena może również być całkiem rozłożysta. Nie narzucają sposobu w jaki kreowana jest przestrzeń tylko przy jej oddawaniu opierają się mocno na wskazówkach przestrzennych zawartych w nagraniu. Oczywiście można to powiedzieć w zasadzie o większości słuchawek jednak ten efekt w Aether'ach jest znacznie mocniej odczuwalny. Na dokładkę mamy tutaj fenomenalną holografię, z magicznie oddaną głębią. Źródła pozorne zdają się wychodzić z ram co dodaje im silnie sugestywnego, trójwymiarowego efektu.
Lime Ears Aether R i Ibasso DX160
Porównania:
Empire Ears Valkyrie (Recenzja) - w momencie w którym podkręcimy bas w Aetherach to.... nadal nie zrobi on absolutnie żadnego wrażenia na Valkyrie, która to ma go po prostu o wiele więcej, a tego najniższego już w szczególności. Ma on nieco bardziej miękką i nie do końca zdyscyplinowaną manierę jednak nadrabia to super masywnym impaktem i sporą szybkością. Średnica mocno dociążona w Aetherach z dość neutralnym doświetleniem. W Valkyrie niższa średnica nieco oddalona za to jeszcze mocniej dociążona, natomiast wyższa sporo chudsza i zwiewniejsza. Wysokie tony lepiej rozciągnięte w Aetherach, do tego bez ostrości o realistycznej wadze i większym wyrafinowaniu. W Valkyrie wysokie tony oddane mocno jednak o odchudzonych krawędziach i nie lubiące się ze słabymi realizacjami nagrań. Holografia fenomenalna w obydwu przy czym Valkyrie grają bardziej monumentalnie. Valkyrie są bardziej efektowne i ekstremalnie ekscytujace, natomiast Aether R czarują realizmem. Wykonanie i komfort porównywalne jednak Valkyrie posiadają w zestawie zdecydowanie lepszy kabel.
Meze Rai Penta (Recenzja) - porównywalna ilość basu o podobnej niby kulturalnej, a jednak często zaskakującej manierze. Różnią się tym iż w Meze bas ma mocniejszy impakt, natomiast bas z Aether wydaje się głębszy. Jedne i drugie posiadają niepogrubioną, a jednak silnie dociążoną średnicę ze świetnie oddanymi wokalami. Wysokie tony bardzo dobrej jakości w Meze, ale o mniejszej prezencji natomiast w Aether sopranów jest więcej i o jeszcze lepszej definicji mimo iż nadal w wydaniu nieagresywnym. Aether R kreują znacznie bardziej bezpośredni, wyrazisty i ekscytujący obraz. Meze są spokojniejsze i analogowo zaokrąglone. Przestrzeń w obydwu z otwartym charakterem jednak to Aether grają w większej skali i potrafią wygenerować większą scenę. Meze są lepiej wykonane, w całości z metalu i posiadają w zestawie wyższej jakości kabel. Wygoda porównywalna - Aether są większe, natomiast Meze cięższe.
Campfire Vega (Recenzja) - o wiele więcej super masywnego basu, wyposażonego w łamiący kości impakt. Średnica gęstsza, oddalona, przyciemniona, przydymiona, ale i uwodzicielska. Ta w Aether o wiele bardziej przejrzysta, wyraźna, jaśniejsza i bliższa. Wysokich tonów porównywalna ilość jednak te w Aether R bardziej precyzyjne, czystsze i wierne natomiast w Vega iskrzące i bardzo efektowne w szczególności iż stoją w mocnym kontraście do przyciemnionej średnicy. Aether serwują znacznie bardziej realistyczny, wyraźny i dokładny obraz natomiast Vega są podkolorowane, uśmiechnięte i grube. Campfire są znacznie mniejsze choć cięższe i posiadają w zestawie znacznie lepszej jakości kabel.
Lime Ears Aether R i Sony WM1A
Podsumowanie:
Strona producenta: https://limeears.com/
Serdecznie dziękuję audiomagic.pl za użyczenie sprzętu do recenzji.
Witam, super recenzja! :) Czy Aethery grają na poziomie Shure 846? Dziękuje z góry za odpowiedz i pozdrawiam. :)
OdpowiedzUsuń