Cowon to koreański producent sprzętu audio w szczególności specjalizujący się w odtwarzaczach przenośnych. Bynajmniej nie jest to nowicjusz, a wręcz przeciwnie, prawdziwa żywa legenda, która istnieje i wyznacza trendy odkąd tylko sięgam pamięcią. Bohater poniższej recenzji zaprezentowany jako szczytowe osiągnięcie producenta nie jest urządzeniem nowym bo debiutował około 3 lat temu czyli całkiem już dawno. Jest on jednak cały czas dostępny w sprzedaży mimo, że prawdopodobnie najwyższym modelem w tym momencie jest nowszy Plenue L. Prawdopodobnie ponieważ hierarchia producenta nie jest dla mnie do końca przejrzysta. Jedno natomiast jest dla mnie całkiem pewne, Plenue S jest zjawiskowy.
Wygląd i budowa:
Nieduże pudełko typu biżuteryjnego. Eleganckie i cieszące oko obitą ciemną, ale połyskliwą okleiną przypominającą z wyglądu szczotkowany metal.
Poza samym odtwarzaczem w pudełku znajduje się jedynie kabel usb oraz etui.
Skórzane etui super wysokiej jakości, przyjemne w dotyku i pięknie spasowane dodatkowo przyozdobione przeszyciem na pleckach. Bardzo dobrze chroni niemal każdą część odtwarzacza będąc uszytym na wymiar tak dokładny i ściśle przylegający, że pierwsze próby jego ściągnięcia stanowią nie lada wyzwanie. Wnętrze jest miękkie, a samo etui sztywne i zachowuje kształt nawet bez wypełnienia.
Odtwarzacz w formie niby prostego bloku jednak pełnego smaczków w postaci asymetrycznych wycięć i skomplikowanych kształtów. W całości wykonany z najwyższej jakości aluminium w kolorze, który producent nazywa srebrnym tytanem. Poza efektownie ryflowanymi pleckami, praktycznie każda krawędź została perfekcyjnie odcięta, przycięta, wypolerowana i zaokrąglona. Włącznik wyposażono w podświetlany różnokolorowy pierścień informujący nas na przykład o stanie ładowania. Budowa i przede wszystkim stopień obrobienia są bezdyskusyjnie luksusowe.
Góra - włącznik, 4 polowe 3,5mm gniazdo jako wyjście zbalansowane oraz klasyczne 3,5mm
Lewy bok - slot na karty micro sd
Prawy bok - przyciski play/next/back oraz głośności
Dół - złącze micro usb i złącza do stacji dokującej
Ekran żwawo reagujący na dotyk, z dobrą rozdzielczością i jak na na AMOLEDa przystało z fantastycznymi kolorami, perfekcyjną czernią oraz super szerokimi kątami patrzenia.
Plenue S posiada całkowicie wolne od szumów i pozbawione innych przydźwięków wyjście słuchawkowe. Poziom impendancji wyjściowej to optymalny 1 ohm, a więc nie będą nas czekać przykre niespodzianki ze zmianą balansu tonalnego podczas współpracy ze słuchawkami wrażliwymi na ten parametr. Mocy naprawdę dużo, nie jest to może lider w temacie, ale i tak nie będzie większych problemów z napędzeniem większości słuchawek pełnowymiarowych w stopniu przynajmniej satysfakcjonującym. Warto zaznaczyć, że wyjście zbalansowane oparto na bardzo nietypowym czteropolowym złączu 3,5mm, a nie na powszechnie stosowanych 2,5mm czy 4,4mm. Nie będzie więc łatwo z niego skorzystać bez dodatkowej gimnastyki związanej ze zdobyciem odpowiedniego okablowania. Podczas pracy można wyczuć iż Plenue S jest ciepły jednak w porównaniu do innych urządzeń z którymi miałem do czynienia wydzielającymi niepokojące ilości energii cieplnej określiłbym temperaturę Cowona jako co najwyżej letnią. Czas pracy to okolice 8 godzin czyli zwyczajnie. Cieszy natomiast aż 128gb wbudowanej pamięci dostępnej dla użytkownika, którą można rozbudować dalej po przez slot na karty micro sd.
Cowon Plenue Base Station - Stacja dokująca:
Razem z odtwarzaczem na testy przyjechała również dedykowana stacja dokująca. Zazwyczaj takie akcesoria to małe stojaczki ładujące urządzenie do postawienia sobie na biurku. Tutaj jest nieco inaczej bo wymaga ona w zasadzie własnego biurka. Jest ogromna i super ciężka ważąc niemal 4 kilogramy. Genialnie obrobiony, masywny blok metalu o finezyjnych kształtach których nawet nie będę próbował definiować. Dość powiedzieć, że bardziej sprawia wrażenie eksponatu wyniesionego z galerii sztuki nowoczesnej niż akcesorium audio. Nawet moja małżonka skwitowała pojawienie się tegoż niecodziennego przedmiotu krótkim "w końcu przyniosłeś coś ładnego" i z niekrytym smutkiem przyjęła informację że to tylko wypożyczenie w celach testowych
Poza ładowaniem stacja pozwala na wypuszczenie sygnału zbalansowanego po przez pełnowymiarowe gniazda xlr na tyle obudowy. Oprócz tego podczas odtwarzania poziom sygnału audio wybijają igły na wskaźniku wysterowania Vu. Nie są to też jakieś cyfrowe substytuty z wyświetlaczem, a prawdziwe analogowe wskaźniki w starym stylu w dodatku podświetlane. Tutaj muszę niestety ostudzić entuzjazm ponieważ pomimo tego, że stacja robi naprawdę imponujące wrażenie to jednak również swoje kosztuje i są to okolice aż 5 tysięcy złotych. Jestem również nieco zawiedziony samą funkcjonalnością. W tak dużym i ciężkim urządzeniu oczekiwałbym na przykład możliwości wyprowadzenia sygnału nie tylko przez złącza zbalansowane, ale też przez niezbalansowane. Wyjście słuchawkowe 6,3mm czy jakiekolwiek inne również było by mile widziane o jakiejś formie łączności bezprzewodowej już nie wspominając. Nie da się ukryć, że stacja Cowon Plenue jest pewnego rodzaju deklaracją producenta i pokazem do czego jest zdolny. Przyznaję zdolny jest one wielce.
System i funkcje:
Plenue S działa pod kontrolą autorskiego systemu operacyjnego. Jako, że nie został on wyposażony ani w bluetooth ani wifi nie da się skorzystać z serwisów streamingowych ani słuchawek bezprzewodowych. Plenue S to czysty i purystyczny odtwarzacz który został zaprojektowany wyłącznie do odtwarzania plików z pamięci i nie ma żadnych dodatkowych funkcjonalności ponadto. System działa bardzo szybko, jest prosty i intuicyjny a przede wszystkim dopracowany i dojrzały. Animacje nie są tak płynne jak w najnowszych odtwarzaczach jednak są nadal na tyle sprawne że nie wpływają negatywnie na radość podczas użytkowania. Wspomniałem że system jest dojrzały i mam tutaj przez to na myśli bezbłędność w działaniu oraz dość sporą gamę ustawień. Jest tryb gapless, jest usb dac z możliwością wyłączenia pobierania energii podczas jego pracy, jest możliwość zmiany wyglądu odtwarzacza oraz tła.
Gwiazdą Cowona jest JetEffect 7 czyli cała bateria efektów umożliwiających głęboką ingerencję w dźwięk. Poza 10 pasmowym parametrycznym equalizerem mamy na przykład efekt podbicia basu Mach3Bass, opatentowany efekt koloryzujący firmy BBE czy tryb imitujący dźwięk przestrzenny i każdy z nich w 10 stopniowej skali działający niezależnie od equalizera. Mnogość opcji jest przytłaczająca i tutaj producent przygotował predefiniowane ustawienia w liczbie nie kilku czy kilkunastu, a aż pięćdziesięciu. Nie jestem szczególnym fanem dodatkowych ingerencji w dźwięk jednak muszę powiedzieć że te zawarte w Cowonie działają wyjątkowo sprawnie dając możliwość od subtelnych zmian aż po kompletnie zmieniające odbiór. W szczególności przypadł mi do gustu tryb BBE Headphone 2, który dodaje wcale nie tak małą szczyptę ekscytującego składnika niewiadomego pochodzenia.
Brzmienie:
Uwielbiam testować urządzenia oparte na rozwiązaniach innych niż większość na rynku. W przeciwieństwie do większości odtwarzaczy nie odnajdziemy tutaj kości ESS Sabre czy Asahi Kasei, a rzadziej spotykaną kość dac Burr Brown PCM1792A. Brzmienie nie jest ani gęste, ani ciemne czy grube, a jednak ewidentnie ciepłe. Istne wariactwo. Uwodzicielskie brzmienie dla melomana, który nie chce rezygnować z mikrodetali i audiofilskiego planktonu.
Wysokie tony są minimalnie złagodzone jednak przy lekko podniesionej wyższej średnicy można odnieść wrażenie, że jest ich jeszcze mniej niż w rzeczywistości. Rozdzielczość i definicja jednak są nadal bardzo konkretne i zapewniam, że nawet w porównaniu do bardziej neutralnych pod względem balansu tonalnego odtwarzaczy zupełnie niczego im tam nie brakuje. Wręcz przeciwnie Plenue S sprawia wrażenie iż tak powinno być bo więcej to już przedobrzanie. Doświetlenie i dostarczana ilość powietrza nie są najwyższe, za to separacja i rozdzielczość już tak. Wysoka gładkość i ich przyjazny charakter natomiast, to już wręcz klasa sama dla siebie.
Średnica jest wysoko kaloryczna, bardzo gładka, a wyższa jej część została wypchnięta do przodu. Sposób oddania wokali jest wprost zniewalający. Długo zastanawiałem się jak je określić i najlepiej wpasowuje się tutaj: zmysłowe oraz elektryzujące jednocześnie. Plenue nie musi się silić na zabawy ze zmiękczaniem impaktu i jakimś specjalnym przyciemnianiem tonacji bo używa najwyższej klasy składowych. Podczas solówek instrumentów dętych i smyczkowych wyjątkowo często powodował u mnie gęsią skórkę dokładnie tak jakby wiedział co zrobić aby wywołać u mnie głębsze emocje. Jest przy tym całkiem potężny i skupiony w oddaniu każdej nuty, nie trzeba niczego dodatkowo interpretować czy pozostawiać domysłom. Plenue S wie co i w jaki sposób ma przekazać.
Bas żwawy i o pełnych kształtach. Stanowczy z doskonałym wyczuciem swojej siły. Dozuje jej tylko tyle, aby było już ekscytująco nigdy nie wychodząc poza ramy wysmakowanej zabawy i kultury. Nigdy nie próbuje przykuć do siebie nadmiernej uwagi chyba, że nagranie akurat tego wymaga i wtedy zaskakuje intensywnością i sprawnością. Doskonale odczuwalne głębokie pomruki najniższego basu potrafią z początku uśpić czujność, ale kiedy z kocią zwinnością dokładnie do celu docierają z dużym impetem ataki bębnów wiesz, że masz do czynienia z ekspertem. Doskonała punktualność z super precyzyjnie wybijanym, a przede wszystkim zaraźliwym rytmem.
Cowon Plenue S i Sony Z1R
Brzmienie jest soczyste, ale trzymane w ryzach. Ma się wrażenie że gdyby potraktować go jak dojrzały owoc i mocniej ścisnąć to jędrna skórka ulegnie i wypuści słodki miąższ i sok. To co natomiast jest imponujące to, to że pomimo uczucia słodyczy brzmienie nie jest lepkie, a już na pewno nie mdłe. Każdy wykonywany ruch jest bardzo płynny i pełen gracji. Odnajdziemy tu ogromna detaliczność w połączeniu z piękną barwą i aksamitną gładkością. Duże skupienie, ogromną wyrazistość pomimo kompletnego braku rozjaśniania. Wręcz powiedziałbym że tło jest przyciemnione za to instrumenty sprawiają wrażenie jakby były podświetlone ambientowym światłem, które tylko uwydatnia dodatkowe szczegóły jednocześnie dodając swoistego klimatu. Nie jest to odtwarzacz masywnie grający czy pogrubiający krawędzie. Krawędzie są dokładne, ale nie wyostrzone z mocno odczuwalnym ciężarem. Wszystkie składowe, nawet te najdrobniejsze sprawiają wrażenie nasączonych wcześniej jakimś tajemniczym specyfikiem dodającym powabu. Zdarza się iż takie igraszki potrafią odnieść skutek odwrotny do zamierzonego kiedy to ze smutkiem odkryjemy iż to tylko fortel i przez zbyt mocny makijaż dźwięku wpadniemy w pułapkę pod nazwą: brak naturalności. W Plenue S wręcz przeciwnie, nie tylko wszystko brzmi zniewalająco ponętnie, ale wręcz wracając do odtwarzacza mniej koloryzującego i bardziej sumiennego ma się ochotę podnieść rękę i krzyknąć: Kelner! Czegoś mi tu brakuje!
Cowon Plenue S i Etymotic er4XR
Instrumenty mają wspaniałą trójwymiarową bryłę z doskonale zdefiniowaną obecnością w przestrzeni. Pomimo tego że Plenue S nie posiada największej sceny to posiada wyjątkowo imponujące wskazówki przestrzenne pomagające zlokalizować źródła. Scena dźwiękowa nie jest wedle żadnych kryteriów mała jednak mimo wszystko jest mniej imponująca od liderów w tym temacie. Separacja jest nietypowa. Wśród poszczególnych elementów bardzo łatwo rozróżnić, który gdzie się kończy, a który zaczyna, nie ma jednak między nimi dodatkowych przewiewów czy pustych przestrzeni przez to muzyka zyskuje dodatkowy element homogeniczności. Przede wszystkim słyszy się kompozycję a dopiero później jeśli ma się ochotę można bez większych przeszkód oddzielić jej składowe. Dźwięk bardzo bezpośredni, super angażujący, skupiony, dokładny, rozdzielczy, szybki i zdyscyplinowany, a przy tym barwny, dźwięczny, wypolerowany metodą manufakturową czyli ludzką i niepowtarzalną.
Sony WM1A, Cowon S9, Cowon Plenue S
Coś co muszę podkreślić aby nie pozostawić mylnej impresji. Cowon Plenue S nie jest grubym, basowym, ciemnym, wybitnie ocieplonym urządzeniem z zagłaskanymi wysokimi tonami czy też rozdmuchanymi bryłami źródeł pozornych. Owszem, jest ocieplony a przy tym wybitnie wyrafinowany. Może nie najszerzej i najprzestrzenniej grającym ale za to nadrabia to skupieniem i aksamitną barwnością. Rzeźbi kształty, które zdają się realistyczne jednak przy bezpośrednim kontakcie są szalenie miłe w dotyku.
Cowon Plenue S i Shozy Neo BG
Porównania:
Sony WM1A (Recenzja) - masywniej, bardziej przestrzennie, również barwnie jednak nie tak czysto. Krawędzie zdają się nieco rozmazane i grubsze ze względu na niższą rozdzielczość. Sony jest z jednej strony spokojniejszy i mniej impulsywny z drugiej strony ma bardziej iskrzące i zadziorne wysokie tony. Plenue S jest bardziej precyzyjny, dokładny i skupiony. Podaje dźwięk bliżej i bardziej energicznie. W zasadzie jedyne co Sony ma na Plenue S to większa przestrzeń i masywniejszy dźwięk jeśli oczywiście policzymy to za zaletę. Cała reszta już po stronie Cowona który pomimo wyższej szczegółowości jest przy tym gładszy i niewiele, ale jednak nieco barwniejszy, a tak że ze względu na większe skupienie jest bardziej angażujący. Sony jest odrobinę większy, cięższy i trochę bardziej funkcjonalny ze względu na zaimplementowany bluetooth i pomimo mniejszej mocy z o wiele dłuższym czasem pracy na baterii.
Ibasso DX220 (Recenzja) - szerzej grający, jaśniejszy oraz przewiewniejszy jednak przy tym nie tak barwny, bezpośredni i angażujący. Posiada wrodzone ciepło, które jednak nie jest aż tak przyjemnie odczuwalne jak przy Cowonie, który to nim emanuje i dodaje swoistego klimatu. Mocniej doświetlone wysokie tony, nadal gładkie jednak nie tak czarowne jak te w Plenue S. Średnica wyraźna ale niespecjalnie bliska i zdecydowanie mniej uwodzicielska. Ibasso określiłbym mianem naturalnie neutralnego natomiast Cowon to zachwycający uwodziciel. Ibasso jest minimalnie większy, cięższy, o wiele bardziej funkcjonalny dzięki androidowi jako system oraz posiadający łączność bezprzewodową.
Chord Hugo 2 (Recenzja) - brzmienie większe, szersze, jaśniejsze, dokładniejsze i mocniejsze. W porównaniu do Cowona wydaje się jednak chłodne, rozjaśnione, zbyt poważne i mało muzykalne. Cowon z łatwością odnajduje przyjemność i piękno w każdym nagraniu gdzie Hugo 2 potrafi popisać się swoimi wyżyłowanymi technikaliami, ale przy tym też nieco przytłoczyć w przypadku niefortunnie dobranego sprzętu towarzyszącego. Cowon jest mniejszy, lżejszy i bardziej funkcjonalny jako że sam dla siebie jest źródłem chociaż nie dysponuje aż tak imponującą mocą jak Chord.
Cowon Plenue S i Campfire Vega
Podsumowanie:
Połączenie wywindowanych technikaliów z ciepłym i przyjaznym brzmieniem to jest według mnie ten przysłowiowy "następny poziom". Nie trzeba się godzić na kompromisy pomiędzy tym czy chcemy więcej usłyszeć czy więcej poczuć. Cena należy już do luksusowych, ale takie też jest wykonanie, materiały, a tak że dopracowanie systemu i funkcji. Nie można zapomnieć rónież o bardzo szeroko rozbudowanych i sprawnie działających możliwościach ingerencji w dźwięk. Przyznam szczerze, że nie spodziewałem się iż Plenue S zrobi na mnie aż tak pozytywne wrażenie tym bardziej, że posiadałem kiedyś Plenue P1 i mówiąc łagodnie, nasze filozofie dźwięku bardzo się wtedy od siebie różniły. Miło mi donieść że Cowon dźwiękowo wrócił na właściwe tory.
Strona producenta: http://www.cowonglobal.com/
Serdecznie dziękuję MP3Store.pl za użyczenie sprzętu do recenzji.
Komentarze
Prześlij komentarz