Japoński Oriolus zabłysnął hybrydowym modelem Mk2, który otrzymał już ode mnie należną sobie recenzję. Pomimo, że nie jest to tani model to wypada jednak dość blado w przypadku bohatera poniższej recenzji. W swoim szczytowym modelu o nazwie Mellianus, Oriolus zdecydował się nie iść dalej hybrydową drogą, a skierować się w kierunku konstrukcji multi armaturowej. Jeśli kogoś ciekawi czy postawiono na przetworniki Knowlesa czy Soniona to donoszę, iż postanowiono zmieszać wyroby obydwu producentów wykorzystując kombinację aż 10 przetworników na stronę. Czy dziesięć przetworników, wycenionych na niemal dziesięć tysięcy złotych, okaże się również dźwiękowym strzałem w dziesiątkę?
Wygląd, budowa i akcesoria:
Słuchawki dotarły do mnie w wersji testowej, bez akcesoriów nie licząc skórzanego paseczka do spięcia kabla.
Z tego co udało mi się ustalić przy zakupie w pudełku znajdziemy dodatkowo:
- adapter dla gniazda 3,5 mm niezbalansowanego
- adapter dla gniazda 3,5 mm zbalansowanego
- adapter dla gniazda 4,4 mm zbalansowanego
- klips do mocowania kabla do ubrania
- 8 par silikonowych tipsów i pianek
- skórzane etui ochronne
Opisywana wersja testowa posiada fabryczny niezbalansowany kabel zakończony wtykiem 3,5mm, natomiast przy zakupie dodawany kabel jest zbalansowany, zakończony wtykiem 2,5mm już fabrycznie.
Dość duże, choć w gruncie rzeczy zaskakująco małe, patrząc przez pryzmat dużej ilości zastosowanych przetworników. Miłe w dotyku, wykonane z żywicy klasy medycznej, przeźroczyste obudowy. Ozdobą są srebrne fronty ze stopu tytanu zatopione pod powierzchnią oraz również srebrna, trójwymiarowa nazwa producenta. Tytanowe fronty wspaniale bawią się światłem zmieniając odcień w zależności od kąta patrzenia. Dzięki przeźroczystej reszcie obudowy można podziwiać przetworniki znajdują się w środku. Obudowy sprawiają wrażenie jednolitego elementu i nie mogę się w nich dopatrzyć żadnych szpar czy punktów łączenia. Wykonanie i wygląd całkiem efektowne chociaż nie sprawiają wrażenia nadzwyczaj luksusowych czy wyjątkowych.
Kombinacja dużych obudów oraz krótkiej i bardzo grubej tulejki z czterema osobnymi kanałami dźwiękowymi sprawia że nie ma nawet co próbować ich głęboko wpychać. W moim przypadku najlepiej sprawdziło się użycie nieco większych niż zazwyczaj tipsów i bardzo płytka aplikacja. Słuchawki dość szczelnie wypełniają ucho i prawie wcale nie wystają. Nic nie uwiera i nie powoduje specjalnego dyskomfortu nawet przy wielogodzinnych odsłuchach. Izolacja od otoczenia jest dobra, w zupełności wystarczająca do spokojnych odsłuchów w podróży.
Odpinany, co ciekawe nie pleciony, a skręcany kabel wyposażono w złącza typu 2pin przystosowane do wycofanych gniazd ponieważ takie odnajdziemy w Oriolusach. Jest bardzo przyjemny w dotyku, dość ciężki i sztywny (chociaż i tak bardziej miękki niż ten w modelu mk2), dzięki temu bardzo trudno się plącze jednak wymusza więcej uwagi przy prowadzeniu kabla. Efekt mikrofonowy jest mało wyczuwalny i w większym stopniu minimalizowany prowadzeniem kabli za uszami. Dodawany kabel jest bardzo wysokiej jakości, wykonany z czystego, monokrystalicznego srebra dodatkowo zanurzonego w oleju. Nie jestem ekspertem od kabli i przyznaję, że nie wiem co to konkretnie oznacza, jednak brzmi to imponująco. Uwagę przykuwają również mini jack, trójnik i ściągacz wykonane z drewna hebanowego.
Brzmienie:
- adapter dla gniazda 3,5 mm zbalansowanego
- adapter dla gniazda 4,4 mm zbalansowanego
- klips do mocowania kabla do ubrania
- 8 par silikonowych tipsów i pianek
- skórzane etui ochronne
Opisywana wersja testowa posiada fabryczny niezbalansowany kabel zakończony wtykiem 3,5mm, natomiast przy zakupie dodawany kabel jest zbalansowany, zakończony wtykiem 2,5mm już fabrycznie.
Dość duże, choć w gruncie rzeczy zaskakująco małe, patrząc przez pryzmat dużej ilości zastosowanych przetworników. Miłe w dotyku, wykonane z żywicy klasy medycznej, przeźroczyste obudowy. Ozdobą są srebrne fronty ze stopu tytanu zatopione pod powierzchnią oraz również srebrna, trójwymiarowa nazwa producenta. Tytanowe fronty wspaniale bawią się światłem zmieniając odcień w zależności od kąta patrzenia. Dzięki przeźroczystej reszcie obudowy można podziwiać przetworniki znajdują się w środku. Obudowy sprawiają wrażenie jednolitego elementu i nie mogę się w nich dopatrzyć żadnych szpar czy punktów łączenia. Wykonanie i wygląd całkiem efektowne chociaż nie sprawiają wrażenia nadzwyczaj luksusowych czy wyjątkowych.
Shure KSE1500, Noble Khan, Oriolus Mellianus, Campfire Vega, Ibasso IT01s
Odpinany, co ciekawe nie pleciony, a skręcany kabel wyposażono w złącza typu 2pin przystosowane do wycofanych gniazd ponieważ takie odnajdziemy w Oriolusach. Jest bardzo przyjemny w dotyku, dość ciężki i sztywny (chociaż i tak bardziej miękki niż ten w modelu mk2), dzięki temu bardzo trudno się plącze jednak wymusza więcej uwagi przy prowadzeniu kabla. Efekt mikrofonowy jest mało wyczuwalny i w większym stopniu minimalizowany prowadzeniem kabli za uszami. Dodawany kabel jest bardzo wysokiej jakości, wykonany z czystego, monokrystalicznego srebra dodatkowo zanurzonego w oleju. Nie jestem ekspertem od kabli i przyznaję, że nie wiem co to konkretnie oznacza, jednak brzmi to imponująco. Uwagę przykuwają również mini jack, trójnik i ściągacz wykonane z drewna hebanowego.
Jeśli ktoś się zastanawia jaka jest różnica między słuchawkami bardzo drogimi, tak powiedzmy za 3-5 tysięcy złotych, a tak zwanymi z angielskiego Top Of The Line (TOTL) czyli maksymalnie wysoka półka często obracająca się w granicach 10 tys zł, a nierzadko i więcej to odpowiem że w bezpośrednich porównaniach te po prostu bardzo drogie stają się jakieś takie blade, pospolite i nieimponujące. Co prawda słyszałem póki co jedynie ułamek promila dostępnych słuchawek z astronomicznie wysokiej półki, ale zauważyłem już pewne prawidłowości, które się powtarzają. Najwyższa półka posiada, a jakże - najwyższą szczegółowość i rozdzielczość, z ultra namacalnymi dużymi bryłami pełnymi niuansów jednak najczęściej podawanymi w niewymuszony i niewyżyłowany sposób tak, że dźwiękowy obraz staje się fotorealistyczny. Często też łączone są ze sobą cechy które w niższych klasach wzajemnie się wykluczają. Przykładowo można mieć hiper szczegółowość bez analityczności, czy znowu ekstremalną jasność która jest orzeźwiająca, a nie męcząca. Można mieć wręcz nad świetlną prędkość przy towarzyszącym nam uczuciu, że nigdzie się przecież nie śpieszy. Paradoksalne, wzajemnie wykluczające się określenia koegzystują tutaj w harmonii. To trochę tak jak podróżowanie z wysokimi prędkościami. W zależności od pojazdu i jego stopnia zaawansowania można podróżować w ciasnej, trzeszczącej i ogłuszająco głośnej kabinie lub w pozycji półleżącej wyciągnąć się na skórzanym fotelu, przysypiając, oglądając film i sącząc orzeźwiający napój serwowany przez obsługę. Cel i czas podróży niby taki sam, ale jakże inny poziom zadowolenia.
Wracając jednak do bohatera recenzji. Połączenie aż 10 przetworników armaturowych (4 przetworniki dla sopranów, 4 dla średnicy i 2 dla basu) na stronę i do tego melanż Knowlesa z Sonionem dał zaskakujące i niejednoznacznie brzmiące słuchawki. Neutralne w nieoczywisty i błyskotliwy sposób. Posiadają jednocześnie cechy miękkie i twarde, są jednocześnie chłodniejsze i masywniejsze, ostrości występują ale są oddane w przystępny sposób i do tego nadal jest w zasadzie neutralnie. Wiem, że może to zabrzmieć jak jakiś bełkot jednak naprawdę bardzo ciężko zawrzeć mi w mowie pisanej to co aktualnie słyszę. To czego jestem całkowicie pewien i z wielką łatwością mi to przychodzi, to że słyszę coś doprawdy wyjątkowego. Trudne w opisie ponieważ zamiast analizować i wyszukiwać po prostu słucha się na nich muzyki w nieprzekłamany sposób. Niby delikatnie skłaniają się ku jasności i leciutkiego ochłodzenia jednak cały czas zachowują dosadne bryły, o odpowiednich proporcjach i wadze z mięsistym, kalorycznym środkiem oraz dużą głębią dodającą dodatkowego wymiaru. Strojenie jest bezpieczne bez dużych górek i dołków mających nas oczarować swoją niezwykłością. Niemęcząca jednak ekscytująca, acz nadal referencja.
Bas, pełny i wielowymiarowy oraz niejednoznaczny czerpiący najlepsze cechy z typowo armaturowego basu i dynamicznego co jest zastanawiające bo to przecież nie hybryda i za bas odpowiadają jedynie 2 przetworniki armaturowe. Podniesiony na tyle, że już lekko wychodzący poza ramy bycia neutralnym, z doskonale odczuwalnym impaktem, ale szybkością odziedziczoną po armaturze. Jest lekko zaoblony o mocnym jednak nie super precyzyjnym uderzeniu co skutecznie łagodzi wpadanie w hiper neutralność i dodaje ludzkiego pierwiastka. Ilościowo pod dostatkiem, raczej nikt nie powinien narzekać na jego niedobór. Pomimo że zejście najniższego basu nie jest jakoś super imponujące jest na tyle dobre że nie budzi niepokoju.
Średnica nieocieplona, ale z dodatkową głębią. Sprawia wrażenie analitycznej i nie podkolorowanej, ale robi to w jakiś taki unikalnie naturalny sposób. Dźwięk podawany jest nieofensywnie, jednak charakteryzuje się z wyjątkowo wyraźnymi krawędziami co nie przeszkadza im być miękkimi i przyjemnymi wewnątrz. Nie sprawiają wrażenia wygładzonych jednak dokładnie w takim samym stopniu nie sprawiają wrażenia wyostrzonych więc pasowało by tutaj chyba określenie że są naturalnie wierne. Średnica nie jest ani bezlitosna ani też super wyrozumiała dla słabych realizacji. Powiedziałbym że jest szczera, ale nie do bólu i bez karzącego podejścia. Średnica jest dość jasna, ale nie zwiewna i z całą pewnością nie wydelikacona. Neutralnie mocno i nawet z zadziorem, ale bez przesady.
Wysokie tony odpowiednio zaznaczone, celują znowu bardziej w neutralność niż rozpasanie. Wysokiej klasy, ba najwyższej klasy jeśli chodzi o to co prawdopodobnie da się wycisnąć z przetworników armaturowych. Trzeba brać pod uwagę, że to już kategoria słuchawek ekstremalnych w której odnajdziemy również inne sposoby reprodukcji tego zakresu. Soprany sięgają całkiem daleko jednak nie są bezkompromisowo rozciągnięte, a przy tym są kompletnie nie wyżyłowane. Oddają doskonale wszystko to co powinno być oddane z odpowiednio ilością detalu i powietrza bez nadmiernego popisywania się.
Samo strojenie nie jest efektowne z jedynie małymi górkami i dołkami tu i ówdzie na tyle nie dużymi, aby nie oddalać się od neutralności. Efektowny za to jest poziom jakościowy bo Mellianus stawia na jakość a nie ilość. Dzięki temu są to kameleony potrafiące dostosować się do każdego rodzaju muzyki nie zmieniając jej duszy czy upiększając nadmiernym makijażem za to wydobywając jej naturalne piękno. Dość ciekawie przedstawia się sprawa angażowania w muzykę. Z jednej strony jeśli chcemy posłuchać w tle podczas innych czynności to Mellianus'y nie są agresywnie narzucające się i możemy również słuchać w spokoju w dystyngowany sposób. Z drugiej strony jeśli tylko chcemy możemy zagłębić się tak bardzo jak nam się to żywnie podoba ze względu na serwowaną szczegółowość najwyższej klasy. Bardzo dojrzałe i przemyślane brzmienie. Gdybym miał w dwóch słowach zawrzeć ich charakter to było by to: neutralnie acz ekscytująco.
Precyzja, bezpośredniość, i przejrzystość bardzo wysoka, ale nie najwyższa jaką słyszałem. Postawiono tutaj na łatwo przyswajalność i nie, aż tak nachalny przekaz. Oczywiście mowa tutaj w kategoriach podobnie pozycjonowanych urządzeń, bo w stosunku do niższej ligii szczegółowość i wyraźność obrazu nadal ścina z nóg. Nie są super angażujące, a mimo to oferują masywną detaliczność na najwyższym poziomie. Przestrzeń bardzo duża z skomplikowaną strukturą poziomów i warstw oraz rewelacyjnie sugestywną holografią. Wyobraźmy sobie statyczny obraz olejny pełen faktur i wypukłości. Dodajmy do tego że niektóre elementy zaczynają się poruszać wychodząc poza ramy dodając tym dynamiczny aspekt do pozornie statycznego piękna. Tak właśnie grają Mellianus'y.
Shure KSE1200 (Recenzja) - Mellianus'y są trochę jaśniejsze z dość podobnym balansem tonalnym bez wielkiego nacisku na jakiś konkretny podzakres z tym że każdy element podawany jest w nieco inny sposób. Bas w Shurach mniej ekspansywny, bardziej zwarty choć wyraźniejszy i o większym impakcie. Średnica w miarę neutralna w obydwu, w Shurach mniejszy nacisk na wokale które zdają się lepiej wtopione z resztą instrumentów co wcale nie oznacza, że są mniej wyraźne. Wysokich tonów w Shure kapkę mniej ilościowo, ale sięgają dalej jednocześnie będąc bardziej wyraźnymi i czystszymi. KSE podają dźwięk bliżej i bardziej bezpośrednio z większą fizykalną wagą mimo, że to Mellianus'y mają grubsze krawędzie. Nie potrafię tego lepiej określić, ale w zależności od nagrania KSE potrafią być zarówno gładsze i przyjemniejsze jak i ostrzejsze i bardziej drapieżne od Mellianus'ów. Shure są o wiele mniejsze, ale są ekstremalnie czułe na dobór tipsów, wymagają do działania wzmacniacza oraz posiadają gruby, ciężki i nieodpinany kabel.
64Audio U18 tzar - jako, że to porównanie z perspektywy większego czasu między odsłuchami proszę brać poprawkę, iż może nie być ono specjalnie dokładne. W każdym bądź razie, U18t i Mellianus'y to w zasadzie równie wysoka klasa jednak 64Audio odebrałem jako bardziej podkolorowane i jednocześnie bardziej zwarte i szybsze. Mellianus'y są spokojniejsze, wierniejsze i gładsze, a U18t bardziej wyraziste, kolorowe i efektowne zwłaszcza w rejonie bardziej iskrzących wysokich tonów. Grają również bliżej i bardziej bezpośrednio. Szczegółowość i zdolności przestrzenne bardzo porównywalne. Wielkościowo jedne i drugie dość spore, pomimo tego ergonomicznie obydwie pary zaskakująco przyjazne.
Campfire Vega (Recenzja) - o wiele ciemniejsze z większą ilością basu. Wysokie tony ostrzejsze i niezbyt wyraźna średnica. Przestrzeń trochę mniejsza, mniejszej wielkości rysowane instrumenty i zdecydowanie nie aż tak sugestywna holografia. Ogólnie granie mniejsze, ciemniejsze i w bezpośrednim porównaniu niezbyt imponujące. Po prostu nie ta liga. Vega jest o wiele mniejsza i dwa razy tańsza oraz ma o wiele lepszy użytkowo, miękki kabelek.
Podsumowanie:
Strona producenta: https://www.en.oriolus.jp/
Serdecznie dziękuję AudioHeaven.eu za użyczenie sprzętu do recenzji.
Komentarze
Prześlij komentarz