Z produktami Final niejednokrotnie miałem już do czynienia. Dały się one poznać jako czasami eksperymentalne tworzące swoje własne nisze, ale przede wszystkim zawsze świetnie grające choć zdarzało się iż były to bardzo wyspecjalizowane utensylia skierowane do bardzo konkretnego podniebienia. Ku memu zdziwieniu, Final tym razem jednak bardzo odważnie zaatakował najgłówniejszy z głównych obecnych nurtów czyli dokanałowe słuchawki bezprzewodowe. Gałąź na której nie tylko panuje nieznośny wręcz ścisk, konkurencja i pogoń za coraz to nowszymi modelami, ale i również kierunek na który jako audiofil nie ukrywam, patrzę nieco z pogardą. Nie jestem w żadnym razie ekspertem w tej dziedzinie, ale że tak powiem coś tam liznąłem i wniosek mam taki iż uzyskanie bezprzewodowego dźwięku który można by nazwać jakkolwiek audiofilskim jest niezwykle trudny, graniczący z niemożliwym. Skoro jednak nawet Final nadstawia tutaj karku postanowiłem sprawdzić co w trawie piszczy. Wygląd, budowa i akcesoria: Ładn
Brytyjski Chord nie rozpieszcza nas ilością nowości natomiast, jak już coś wypuszcza to zawsze tworzy tym nie małe zamieszanie. Długo musieliśmy czekać na następcę super popularnego Mojo, ale oto w tym roku ukazał się i on. Pozornie, z zewnątrz Mojo z numerkiem 2 nie przynosi rewolucji jednak zmian w środku jest całkiem dużo zarówno od strony funkcjonalności jak i dźwięku. Ciekawskich czy to ewolucja, rewolucja czy może po prostu zmiana kierunku zapraszam do poniższej recenzji. Wygląd i budowa: Malutkie pudełko, niczym specjalnie się nie wyróżniające. W środku poza samym urządzeniem znajduje się jedynie kabel usb który w dodatku jest śmiesznie krótki. Nadaje się jedynie do sprawdzenia czy urządzenie działa i to w zasadzie tylko z laptopem ponieważ jest zbyt krótki aby sięgnąć do gniazd usb w desktopach, a do połączenia z telefonem potrzebna jest dodatkowa przejściówka z innym złączem lub najwygodniej po prostu inny kabel. Mojo2 zachowuje maleńkie gabaryty poprzednika, a i wygląda oraz